48-godzinne wagary, czyli 10. American Film Festival z nastolatką
48-godzinne wagary, czyli 10. American Film Festival z nastolatką
Niestety w tym roku nie dam rady być na całym American Film Festival. Ale nie potrafiłabym nie pojawić się we Wrocławiu w ogóle. Wymyśliłam więc nieco inną, niestandardową konwencję tegorocznego święta amerykańskiego kina.
Urządzam sobie 48-godzinne wagary w towarzystwie prawie piętnastoletniej A., którą na te wagary sama zabiorę. Będzie bardzo krótko, za to bardzo intensywnie i bardzo młodzieżowo. Ale będzie! I to najważniejsze.
Z niebywale bogatego programu festiwalu wybrałyśmy wspólnie 9 filmów, które obejrzymy w te wcale nie przysłowiowe, a bardzo konkretne (i nieprzyzwoicie krótkie) 48 godzin. Tylko tyle mamy czasu na dojazd do Wrocławia, prawie dwa dni festiwalowe i powrót do Warszawy. Wybór nigdy nie jest prosty, a tym razem dodatkowo utrudniony, bo nie każdy film można pokazać piętnastolatce, a podpowiedzi kategorii wiekowych brak (na WFF raz mocno przelicytowałam, ale A. zniosła to z godnością). Będzie sporo nowości, ale tez kilka nieco starszych pozycji, których A. jeszcze nie widziała.
Zestawienie może wydawać się nieco chaotyczne, bo ani od najlepszego, ani od najstarszego, ani od najbardziej wyczekiwanego, a od pierwszego w naszym festiwalowym harmonogramie. Start środa 10:00, ostatni seans w czwartek o 18:30
Płonąca trzcina / Burning Cane (2019), reż. Phillip Youmans
Ten film polecała już Ania K. „Podczas tej filmowej wyprawy do stanu Luizjana przyjrzymy się ubogim mieszkańcom małego miasteczka, towarzysząc zgorzkniałemu, niestroniącemu od kieliszka pastorowi Tillmanowi (Wendell Pierce) oraz jego empatycznej sąsiadce Helen (Karen Kaia Livers) zmagającej się z żałobą po zmarłym psie oraz z bezrobotnym synem zaniedbującym swoją rodzinę – żonę i małego synka. Zapowiada się wprawdzie mrocznie i dość gorzko, ale niezwykle intrygująco.” Na naszej liście tytuł ten pojawił się ze względu na niebywale młodego, chwile tylko starszego od A. reżysera, scenarzysty i montażysty tego filmu Phillipa Youmansa. Dziś ma 19 lat, co oznacza, że zrobił go, gdy chodził do liceum.
Na noże / Knives Out (2019), reż. Rian Johnson
O tym filmie przed festiwalem słyszałam niewiele, żeby nie powiedzieć wcale. Ale A. wystarczyły dwa, nie bardzo złożone zdania z oficjalnego opisu, żeby dołączyć go do naszej listy. „Gęsta dopracowana intryga i wycyzelowany czarny humor” oraz „błyskotliwa rozrywka skrząca się niewymuszonym humorem”. Bardzo dawno nie widziałam w kinie dobrej, kryminalnej historii, więc czemu nie. A ta ma być podobno świetną ilustracją relacji amerykańskich wyższych sfer, co też chętnie podglądam. Dodatkowo zapowiedź estetycznie bardzo przypomina serial „Sukcesja”, który bardzo cenię, zapowiada się więc naprawdę dobre kino.
Słodziak / Honey Boy (2019), reż. Alma Har’el
Film wybrany wg klucza tematycznego: o dojrzewaniu. To przewodnik po dzieciństwie i burzliwej młodości pewnego aktora, który swoją osobistą historię opowiedział (jest autorem scenariusza) i na dodatek zagrał w niej swojego ojca, z którym stosunki mówiąc oględnie układały się dość marnie. Shia LaBeouf, bo o nim mowa wciąga nas w intymną opowieść o dorastaniu, uzależnieniach i cenie jaką przyszło mu zapłacić za dziecięcą sławę. Ale trailer nie zapowiada historii tylko łzawej i refleksyjnej. To raczej nieco przerysowana, pokolorowana i dzięki temu barwna i nieoczywista wizja przeszłości.
Rób co należy / Do the Right Thing (1989), reż. Spike Lee
Bardzo się ucieszyłam, a jeszcze bardziej zdziwiłam, gdy zobaczyłam ten amerykański klasyk w programie tegorocznego festiwalu. Pretekstem, żeby go pokazać jest 30 rocznica premiery (niemożliwe, że to już tyle lat!). Lepszego prezentu od AFF nie mogłyśmy dostać. Póki co z filmów Spike’a Lee A. widziała jedynie „Czarne bractwo. BlacKkKlansman” (i bardzo jej się podobał), więc planowałyśmy nadrobić m.in. ten tytuł na naszej domowej kanapie. A możemy w kinie, na dużym ekranie. Pozycja obowiązkowa nie tylko dla młodzieży i nie tylko dla tych co kochają Nowy Jork.
The Lighthouse (2019), reż. Robert Eggers
Zupełnie nie moje klimaty (nie miejskie i nie współczesne), zupełnie nie mój gatunek (horror), za to dokładnie to co lubi A. Dodatkowo film zbiera niebywale dobre recenzje, więc nie ma wyjścia. Czy na festiwalu, czy później w kinie (tak! będzie kinowa dystrybucja) – film trzeba zobaczyć. Dodatkowym argumentem dla nas jest Willem Dafoe, którego ja cenię od dawna, a którego A. pokochała za „Florida Project”. A przy okazji to filmowa podróż do Nowej Anglii, którą miałyśmy szczęście zwiedzić tego lata.
Moonlight (2016), reż. Barry Jenkins
Ważny to film, piękny, i piekielnie trudny. Strasznie ciężko ocenić, kiedy jest właściwy moment, żeby takie niełatwe kino młodym ludziom pokazać. Bo z jednej strony – temu przecież ta zabawa w kino ma służyć. To co widzimy na ekranie jest świetnym pretekstem do rozmowy o tym, o czym w innych okolicznościach nie mielibyśmy ochoty. Albo odwagi. Z drugiej strony znam rodziców, którzy swoją domową młodzież najchętniej do osiemnastki przeprowadzili pokazując jedynie Disneya… Cieszę się, że znów AFF przyszedł mi z pomocą. Gdy film miał premierę A. była za młoda. Dziś już jest chyba gotowa na te historię i ogromnie się cieszę, że będzie mogła ją zobaczyć na dużym ekranie.
Luce (2019), reż. Julius Onah
Naomi Watts, Octavia Spencer, Tim Roth – tyle wystarczy, żebym chciała zobaczyć film. Na dowolny temat. A ten porusza cała gamę interesujących i ważnych kwestii. Adopcja, uprzedzenia rasowe, , zaufanie i co teraz dla mnie najważniejsze – dojrzewanie. Zapowiada się mieszanka wybuchowa. Film powstał na podstawie sztuki teatralnej, co po „Rzezi” jest dla mnie kolejną fantastyczna rekomendacją. A. też nie miała wątpliwości, że chce ten film zobaczyć, więc mimo fantastycznej filmowej konkurencji o tej godzinie („Waves”, „Jutro albo pojutrze” i „Raport”), wybrałyśmy właśnie „Luce”.
Mickey i niedźwiedź / Mickey and the Bear (2019), reż. Annabelle Attanasio
Film wyreżyserowała nieprzyzwoicie młoda (urodzona w 1993) i zdolna Annabelle Attanasio, która jest też autorką scenariusza. Główną rolę gra w nim jeszcze młodsza i co najmniej tak samo zdolna Camila Morrone, która dzięki tej właśnie roli już dziś jest okrzyknięta gwiazdą, choć do tej pory pracowała głównie jako modelka. Nie mogło więc zabraknąć tego tytułu na naszych kobieco – filmowych wagarach. Małe, ospałe miasteczko w Montanie, w którym tytułowa Mickey próbuje godzić życie nastolatki, z wszystkimi ograniczeniami, ale też możliwościami jakie daje dorastanie, i życie domowe, w którym to ona odpowiada za wszystko. Bo ojciec weteran wojenny, poraniony życiowo (po śmierci żony) i emocjonalnie (bo też żaden weteran nie wychodzi z misji bez szwanku), do tego nie jest w stanie udźwignąć roli ojca. Zapowiedź jest niebywale przejmująca, mamy ogromną nadzieję, że film będzie równie dobry.
Do szpiku kości / Winter’s Bone (2010), reż. Debra Granik
Najlepszy film na festiwalu Sundance w 2010 roku, laureat pierwszej edycji AFF. Do tego dwie bardzo ważne kobiety – reżyserka i współautorka scenariusza Debra Granik i występująca w roli głównej Jennifer Lawrence. Obie wykonały w tym filmie doskonałą robotę. Kolejny obraz o zderzeniu młodości z dorosłością, w którym znów to młodość musi być tą dojrzalszą, rozsądniejszą stroną. Ponury obraz amerykańskiej prowincji, która nie może być bardziej odległa od amerykańskiego snu. To wydaje się być doskonałe domknięcie dostępnej dla nas części festiwalu.
Taki właśnie mamy plan minimum na tegoroczny AFF. Myślę, że idealny na festiwalowy debiut dla A. i zupełnie niesatysfakcjonujący na jubileuszową edycję dla mnie. Ale i tak jestem szczęśliwa, że przynajmniej tyle uda nam się wycisnąć w te marne 48 godzin, jakie mamy do dyspozycji. Wszystkie bilety już kupione, samochód zatankowany, walizki spakowane. Do zobaczenia we Wrocławiu!