Amerykańska sielanka ze sztuką ulicy w tle – Newark, New Jersey

Amerykańska sielanka ze sztuką ulicy w tle – Newark, New Jersey

Dziś przenosimy się na chwilę do Newark w stanie New Jersey. Bo właśnie tam rozgrywa się akcja jednej z moich ulubionych książek. Mowa o „Amerykańskiej sielance”. Wspaniałe życie w Ameryce? Brzmi dobrze. A w dodatku to znany i popularny motyw przewodni w świecie sztuki. I pisarze, i filmowcy podchodzili do tego tematu na różne sposoby, od wielu stron. Jedni idealizowali, inni krytykowali. A jak o swoim kraju opowiadał Philip Roth, nazywany – nie bez powodu – portrecistą Ameryki? I jak przeniósł to opowiadanie na duży ekran Ewan McGregor? O tym dziś na USA do mnie MOVIE.

Amerykańska Sielanka / American Pastoral, Philip Roth, 1998

Seymour „Szwed” Levov jest chodzącym ideałem – Amerykanin najprawdziwszy z prawdziwych. Doskonały sportowiec, patriota, oddany żołnierz pragnący do upadłego bronić swojego kraju – swojej Ameryki, z radością przejmujący wspaniale prosperującą fabrykę rękawiczek od ojca, świetny szef, lojalny przyjaciel, oddany mąż nie byle jakiej żony – Miss New Jersey we własnej osobie, kochający i wyrozumiały ojciec. Uosobienie amerykańskiego snu w pełni. I w dodatku spokój znajduje w pięknym, starym kamiennym domu na sielskiej amerykańskiej prowincji, pośród łąk, na których wypasają się dostojne krowy i byki, gdzie cisza i spokój, wszechpanująca zgoda i żadnych problemów. Hmmm….

Philip Roth, źródło: Facebook/Philip Roth

Tylko córka jakaś taka nieidealna, jąka się, jest uparta, ma swoje zdanie, tyje niejako na złość idealnej rodzince… Aż w końcu angażuje się politycznie przeciwko wojnie w Wietnamie i amerykańskim ideałom. I tragedia gotowa. Zgrzyt! Trach! Lawina rusza. Już nie da się dotykać świata w pięknie skrojonych rękawiczkach (z doskonale prosperującej fabryki!). A kraina szczęśliwości i spełnionych marzeń jakoś tak powoli znika za horyzontem. Im dalej, tym gorzej. A najgorzej, że okazuje się, iż wcześniej też nie było wcale tak idealnie, jak by się mogło wydawać.

Doskonała narracja. Kiedy trzeba szczegółowa, kiedy trzeba chaotyczna, kiedy trzeba dynamiczna, kiedy trzeba ironiczna. Nie brakuje jej również dramatyzmu, monumentalnych opisów i ciekawych dialogów. A wszystkie te literackie zabiegi pozwalają stopniowo odkrywać prawdę, demaskować ją, czytać między wierszami.

Okładka pierwszego wydania powieści. Polskie wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa Literackiego, w przekładzie Jolanty Kozak

A w dodatku historia jednej rodziny to spory kawałek amerykańskiej historii, a także obraz zmieniających się politycznych i społecznych nastrojów. Imigranci, ich problemy, sukcesy i porażki, czasy II wojny światowej, wyzysk gospodarczy, zimna wojna, walka o równe prawa czarnoskórych obywateli, fascynacja amerykańskiej młodzieży komunizmem i – wreszcie – ogromne napięcia związane z wojną w Wietnamie.

Jak to się czyta! Wcale nie dziwne, że szacowne jury przyznało w 1998 roku Rothowi nagrodę Pulitzera za tę powieść. Nie dziwi też, że w 2016 roku powstał na jej podstawie film, o którym Roth powiedział: „Jestem fanem filmu! Reżyserowi udało się uchwycić istotę i głębię mojej powieści…”. Ewan McGregor, który podjął się ekranizacji tej historii, z pewnością odetchnął z ulgą. Wyzwanie miał zdecydowanie trudne. Bo sfilmować taką wielką powieść (wielką i w przenośni, i w rzeczywistości – ponad 600 stron!)…! Jak mu się to udało? No cóż…

 

Amerykańska Sielanka / American Pastoral, reż. Ewan McGregor, 2016

Scenariusz skupia się na tragedii, jaka spotkała rodzinę Levovów. Widzimy jej życie w czasie sielanki i w czasie destrukcji. Zresztą ta granica jest bardzo wyraźnie zaznaczona również dzięki nasyceniu kolorów czy intensywności światła. Soczyste barwy z początku filmu ustępują – im dalej brniemy w historię – odcieniom szarości. Oddaje to zmianę nastroju i towarzyszące bohaterom emocje. Atmosferę tamtych czasów – lat 50. i 60. XX w. – pomaga stworzyć również ciekawa scenografia: stroje, fryzury, samochody. I muzyka – ścieżka filmowa zawiera takie przeboje jak „For What It’s Worth” Buffalo Springfield, „Moon River” z filmu „Śniadanie u Tiffaniego”, „Heaven on Earts” The Platters czy „Dream, dream, dream” Mills Brothers.

Plakat filmu

Ale… Jak bardzo ten film NIE JEST O TYM, o czym jest książka! I nie chodzi wcale o wyraźne zmiany w stosunku do treści powieści, a raczej o przesłanie.

Filmowy Szwed (grany przez Ewana McGregora) jest wspierającym, kochającym, niepoddającym się ojcem krnąbrnej Mery (Dakota Fanning) i mężem pięknej Dawn (Jennifer Connelly). Ojcem, który nie ustaje w próbach odnalezienia córki. Mężem, który jest ze swoją piękną żoną na dobre i na złe. Tak, jest idealny, żywcem wyrwany z amerykańskiej idylli –  tak na poważnie, bez cienia ironii (która miejscami przecież aż kipiała w książce). Szwed się nie zmienia, to otaczający go świat płata mu figla i wywraca jego życie do góry nogami. A ty, widzu, współczuj. Szkoda, że scenarzyści pozbawili głównego bohatera mniejszych i większych niedoskonałości. Szkoda, bo stał się bardzo jednowymiarowy i nierealny. Zresztą pozostałe postacie również pokazano dość powierzchownie, bez porządnego psychologicznego rysunku, pozbawiono widza szansy na zrozumienie ich pobudek – niezrozumiały i nieoczywisty jest ekstremizm Mery, zbyt uproszczona przemiana Dawn. Mam wrażenie, że sceny z książki ulokowano w scenariuszu zbyt chaotycznie. Nie ma tam co czytać między wierszami (a raczej: między kadrami). No i to zakończenie… No, nie.

Kadr z filmu (autor: Richard Foreman)

Nie odnalazłam również w filmie krytyki amerykańskiego społeczeństwa, która jest przecież tak bardzo widoczna u Rotha. O ile w książce destrukcja amerykańskiego snu dotyczyła obnażenia niedoskonałości postaci, o tyle w filmie idyllę przerywają okoliczności – historyczne, społeczne, obyczajowe. Bohater wciąż trwa w swojej nieskazitelności i dobroci (sam siebie tak postrzega, tak też pokazuje go kamera). Dużo tu dramatyzmu i sentymentalizmu. Aż tak dużo, że nie trudno o groteskę (w tym przypadku niezamierzoną…).

Jeżeli Roth rzeczywiście powiedział, że McGregorowi udało się uchwycić istotę powieści, to chyba on… nie czytał swojej powieści. A może mówił ironicznie? Nie lubił przecież sztuki filmowej. Ba! – wcale nie uważał filmów za sztukę. Może postanowił zażartować z adaptacji swojej powieści? Może… Mnie – zachwyconej prozą Rotha – zabrakło w tej filmowej wersji głębi i wieloznaczności książki.

Książka? Przeczytać koniecznie! Film? Do zobaczenia (ale może w tym przypadku wyjątkowo przed przeczytaniem książki? Bo po lekturze może zirytować, niestety).

A jeśli chodzi o Newark…

Pierwsza myśl – lotnisko (Newark Liberty International Airport)! Poza tym: największe miasto stanu New Jersey, tylko 8 km od nowojorskiego Manhattanu, zresztą część nowojorskiej metropolii (zwanej Tri-State Area).

No i, oczywiście, Newark to rodzinne miasto Philipa Rotha – urodził się tam i mieszkał. Zresztą w Newark rozgrywa się akcja większości jego wczesnych powieści. Zachęcam do przeczytania ciekawego artykułu „Philip Roth’s Newark, the Hometown He Never Really Left” w „The New York Times” (tutaj).

Co więcej?

Chociażby to, że…

– To właśnie w Newark urodzili się m.in. Ice-T, Whitney Houston, Paul Simon, Harlan Coben, Joe Pesci.

– To właśnie w Newark kręcono mnóstwo scen popularnego serialu „Rodzina Soprano”.

– To właśnie w Newark Tomas Edison po raz pierwszy zaprezentował zastosowanie elektryczności w przestrzeni publicznej. Było to w Military Park, założonym jeszcze w XVII wieku jako miejsce ćwiczeń dla żołnierzy, który od czasu zakończenia wojny o niepodległość służy wszystkim mieszkańcom miasta.

– To właśnie w Newark znajduje się kilka rzeźb Johna Gutzona de la Mothe Borgluma. Wprawdzie nie są tak monumentalne jak jego znane na całym świecie dzieło stworzone na zboczu Mount Rushmore przedstawiające twarze czterech prezydentów USA, ale… „Seated Lincoln”, „Indian and Puritan”, „Wars of America”, „First Landing Party of the Founders of Newark” również robią wrażenie.

Seated Lincoln, źródło: Craig Walenta, gardenstatepics.com

– To właśnie w Newark zapoczątkowano słynną nowojorską paradę organizowaną w Święto Dziękczynienia przez dom handlowy Macy’s. Jej pomysłodawcą był  szacowny obywatel miasta, Louise Bamberger, właściciel jednego z największych sklepów w kraju, który miał główną siedzibę na Market Street. W 1924 roku Macy’s przejął organizację tego wydarzenia i przeniósł je do Nowego Jorku (zresztą kilka lat później marka Bamberger stała się własnością firmy Macy’s)

– To właśnie w Newark znajduje się najstarszy park w USA – Branch Brook Park. Co więcej, właśnie w tym parku zlokalizowany jest największy sad obejmujący ponad cztery tysiące drzew wiśni.

Branch Brook Park, źródło: EKoppel, Wikimedia Commons

– To właśnie w Newark powstały ciastka Oreo (stworzył je Sam Porcello). Podobnie zresztą jak cukierki M&M’s (tu podziękowania dla Forresta Marsa seniora).

Ale jest też w Newark coś, co zainteresowało mnie najbardziej. Wspaniały…

…Street Art

Źródło: whitesimgq.pw

Od 2009 r. władze Newark, we współpracy z lokalnymi organizacjami artystycznymi, finansują tworzenie w mieście murali, które przedstawiają znaczących dla tego miejsca ludzi, istotne miejsca i ważne wydarzeni, ale także tematy z życia codziennego.  Projekt nosi nazwę „Gateways to Newark” („Bramy do Newark”), a szczególnie wyróżnia się seria murali zatytułowanych „Portraits” („Portrety”), stworzona w 2016 roku. To najdłuższy mural na wschodnim wybrzeżu i drugi pod względem długości w kraju. W tworzeniu tego dzieła wzięło udział wielu znanych lokalnych i nielokalnych artystów street art, sztuk wizualnych, fotografii, filmu itd.: Adrienne Wheeler, Akintola Hanif, David D. Oquendo, Decertor, Don Rimx, Gaia, Gera & Werc, Layqa Nuna Yawar, Kevin Darmanie, Khari Johnson-Ricks, Manuel Acevedo, Mata Ruda, Nanook, Nina Chanel Abney, Sonni, Tatyana Fazlalizadeh, Zéh Palito. Portrety widnieją na mającym ponad 100 lat murze, który ciągnie się wzdłuż torów kolejowych. Więcej o całym projekcie i o tworzących go artystach można przeczytać tu: gatewaystonewark.com

Ania Kapuścińska

Share